2009-10-06 14:23

Włoska kąpiel Wiercisława

Wiercisław Grizzly olał Kobrę Risto.Wolał w tym czasie , gdy debatowali o sporcie, szukać smacznych korzonków w pobliskim lesie i miodka w drzewnych dziuplach.

Tak się namiętnie poświęcił szukaniu rarytasów,że prawie przeoczył transmisję tv zoo. Ale nagle mu styki zaskoczyły i puścił się w te pędy do gawry.

Nasłodzony smakołykami chciał w samotności oglądać klęskę Kobry Risto i dokarmić się zwycięstwem przed wieczorną drzemką.
Włączył starego rzęcha. Piszczał, krztusił się, w końcu zaskoczył.
Ekran tonął w zieleni terrarium. Risto siedział spocony, choć kobry się nie pocą. Nawet grzywka nad okularami była zmierzwiona od nadmiaru emocji.
Tak jak, obiecał Kobrze Pawian Laluś, dali go z lewego profilu, ale wrażenia medialnego na zwierzakach w zoo nie zrobił wizją hali ze szkła i stali.

- Risto, Risto, cienias jesteś - pomyślał Wiercisław, drapiąc się za uchem. - Cholera z obstawą przyszedł i to jaką? Z Kogutem Zenkiem ze Specjalnego Landu Dziwolągów? He, he, he - śmiał się pod nosem Wiercisław Grizzly.

>Królik Białasek doprowadzał do pasji szewskiej Kobrę Risto. Wóz pancerny Grizzlego szedł jak burza. Nawet uszy i szyja Białaska oblały się kolorem czerwieni, symbolu Specjalnego Landu Dziwoloągów, stanowiąc artystyczne przeciw - tło głębi zieleni terrarium.

 

- Dobrze idzie - snuł Grizzly zakończenie debaty. Wy se swoje róbta, a my swoje. Nie dam kasy zoo na blubrystyczne wizjonerstwo Kobry Risto. - Z takim postanowieniem Wiercisław wysłał Królika Białaska do krainy Risto.

- Trzeba Królikowi jakiej lucerny dać, jak wróci. Dobrze mu idzie. Pancernik nieźle go przygotował. Dumnie poklepał się po bebzonie Grizzly i z wielkim ukontentowaniem klaskał niezdarnymi łapami.

- Taaaa. Moja szkoła, moje pomysły, mój sukces... - Maślił sobie Wiercisław, bo lubił sobie wlewać wszędzie i przed każdym, nawet przed samym sobą. Wzmacniał się wtedy, jak po Geriavicie albo po łyku księżycówki zwanej Johne Walker.

- Aut, Risto, aut. Kobra pa, pa. - cieszył się Grizzly i czule pomyślał o Hienie Mariji, co jeszcze u Risto, ale już prawie nie jego.

Wiercisław wyciągnął z gniazdka kabel starego rzęcha, bo z lenistwa pilota nie chciało mu się szukać. Kopanie wśród stery gazet, brudnych lumpów było dziś dla niego zbyt dużym wysiłkiem. Przyziemne sprawy zeszły na plan drugi. Smak zwycięstwa jednak obudził w nim chęć odnowy. Napuścił wody do wanny. Wlał wonne olejki i zanurzył się w gorącej kąpieli. Od dawna tak dobrze się nie czuł.


- Che bella cosa na jurnata'e sole,
n'aria serena doppo na tempesta!
Pe' ll'aria fresca pare gia'na festa...
Che bella cosa na jurnata'e sole.
Ma n'atu sole
cchiu' bello, oi ne'.
'o sole mio
sta 'nfronte a te!
o sole, o sole mio
sta 'nfronte a te!
sta 'nfronte a te!
W końcu się było we Włoszech, nie?

Wspieraj Szymona Sedno

Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń jest przypadkowe