Czuł się tutaj jak w swoim kopcu, bo i po prawdzie prawie rodzinnie było. I nie o samej atmosferze tu mowa.
Przybyła fauna składała pokłony za to, że dostąpiła zaszczytu obcowania z jedynym i niepowtarzalnym królem Grodzianum.
- Witaj Dudziarzu, na twoje ręce składam ten mały podarek, co by światło twej elekcji nieprzerwanie oświetlało trakty królewskie i dodawało splendoru twemu majestatowi - bił pokłony kosik tak uniżenie, ze aż prawie glebnął. Przyboczny Jelenia zbierał załączniki do kosza królewskiego i rozdawał fotki z facjatą Dudziarza, aby w ramki oprawili i powiesili sobie nad łożami, jako pana ich sukcesu gospodarczego i sukcesu Grodzianum.
- Najmilejszy królu i ja tobie w podzięce za dobre traktowanie złota nie poskąpię! Niech twoje rządy przyniosą nam obupólne zyski. Mnie obroty, tobie lans i uznanie fauny grodzieńskiej. Wszak trza żyć i dać żyć innym! - skwitował wróbel szary i ze wzruszenia dziobał okruszki z podłogi, jakie spadały z pańskiego stołu.
Jeleń Dudziarz prawie poryczał się, że wszyscy zaproszeni przyszli i poczuł, że ich obecność i ich kasiora pozwoli mu wybić się wyżej i wyżej i wyżej. Marzył, aby piąć się w górę, a bez wsparcia biznesu nic się nie odbędzie. Wszak na Łosia Pedro przestał już liczyć i z wzajemnością. A przecież urodził się do wielkich celów i Grodzianum to tylko epizod królewski.
Kiedy czyżyki uwijały się w roznoszeniu bankietowej wyżerki i fauna zajęta była konsumpcją, Jeleń Dudziarz schwycił widelec i lekko uderzył w kielonka. Nastała cisza. Król przemawiał i spełniał toast.
- Kwiecie Grodzianum, fauno biznesu, gospodarki, zarządzania fauną, kultury, pijarbandu i czego tylko sobie chcecie. Ja wam dziękuję, ja wam dam, ale wy też dajcie! Wasze zdrowie!
Wszyscy powstali, szneki walili wpatrzeni w króla i już liczyli mamonę, jaką zarobią za oddanie następcy Wiercisława.
- Liczę na jakość waszej roboty, na amerykańskie tempo. Wy zarobicie i ja zarobię. Równowaga w przyrodzie musi być! - dodał już nieco rozweselony Jeleń.
Robiło się przyjemnie i wesoło. Trwały rozmowy w grupach oparte na biznesie i planach finansowych. Wizja kasiory, jaką obiecywał Dudziarz podnosiła adrenalinę każdemu i czuli się docenieni i dowartościowani hojnością królewską. A że nic nie jest za darmo, to nawet oseski w zieleńcach stopnia podstawowego wiedzą. Dlatego przychylność królewską każdy kalkulował w kosztach.
Kiedy Jeleniowi skropliły się uczucia i zapragnął udać się do nawy odosobnienia, zagadała go w korytarzu główna warzelniana indyczka.
- Jak tam Jeleń nasze plany rozbudowy? Pomożesz zoologicznej family? Warzelnia potrzebuje oddechu i przestrzeni, a tu obok grunta i kopce do rozbiórki, nadały by się nam na rozmach! -Indyczka przypominała Jeleniowi swoją wizję rozwoju biznesa rodzinnego.
- Wszystko w swoim czasie! Na razie podległe mi myszoskoczki wykonały ewakuację termitów z przyległych kopców do innych. Trza odczekać, wystawimy na wolną sprzedaż, staniecie, kupicie, a potem połączycie. No nie zedrzemy z was, bo wiemy, że ledwo ciągniecie. Magistrat was wspierać będzie co jakiś czas imprami dla dworu, zleceniami na wyżerkę itepe itede. W końcu trzeba wspierać rodzinę zoologiczną - ściszonym głosem nadawał do ucha indyczki, lecz ściany miały uszy, a szklane tafle okien odbijały jego głos z dwukrotną mocą i kto chciał to usłyszał.
Szymon Sedno tam był i piwo pił. Tak się sfazował okowitą, że ledwo trafił do swojego kopca. I już nie wiedział, czy coś widział i słyszał, czy wszystko sobie wymyślił. A może piwo było wzmocnione, a flaszka rozweselająca księżycówką była? Tylko Wielki Mamut wie, jak było naprawdę.