- Miroooo! Pomasuj mi kopytka, tak mnie nóżki bolą od latania za Łosiem Pedro. Przynieś kocyk dla swojego dzióbdziusia i jakiś napój odstresowująco - rozweselający - nawoływała spragniona czułości Gazela, pierwsza po Pedro w Terrarium.
- Się robi o najjaśniejsza Dyktafoniko, jam twój sługa uniżony - odpowiedział samiec krzątając się w garkuchni kopcowej - Zrobimy sobie wieczór wspominkowy w celach relaksu? - zawołał donośnie, bo rzadko się widzieli zagonieni arbeitpedroklan . Ona u Pedra, a on u samicy pedrowej.
- A podkładzik muzyczny będzie? Wiesz, że muzyka mnie jara i moje uszy są wtedy wrażliwsze na różne dźwięki, rozdźwięki - dodała.
Samiec podszedł do MusicTower, puścił ulubioną piosenkę Dyktafoniki, przygasił światło dla nastroju. Podał jej ulubione Mohito i przykrył ciepłym pledem kaszmirowym. Delikatnie masował kopytka, by się rozluźniła i zresetowala po ciężkim dniu u boku Łosia Pedro.
Gazela powoli sączyła leczniczy dla ciała i duszy napój bogów. Spływał na nią niebiański spokój. Samiec wyciągnął z komódki album ze zdjęciami i podał Dyktafonice, by rozpocząć wieczór wspominkowy.
- O! Patrz serdeńko, a tu ja z klempą Łosia Perdo w naszym HostelosPiastova - napomknął samiec.
- Och Miro, ale tutaj jesteś boski! Kiedy to było? Zaraz, zaraz pierwsza elekcja Łosia w Terrarium? Super ci w tym gangu Centralnej Lecznicy Termitów. Jeszcze ta fotka przy ambulansbenc, to jak mister Terrarium! Wiedziałam kogo mam przygruchać do kopca - Gazela Dytafonika czule głaskała fotkę z facjatą swojego samca i wzdychała za czasem minionym.
- Gazelciu, żeby nie Pedro to byłoby ciężko, Teraz też nam się poprawi. O, a pamiętasz gdzie to było? - zapytał samczyk gazelowy.
- No ba, kto by nie pamiętał to ja i Pedro w LopiennaHaus u Sofijki sikoreczki - szybko odpowiedziała Dyktafonika już zluzowana po ciężkim dniu.
Nagle Gazela pomarkotniała, bo pomyślała, że będzie musiała zamienić wspomnienia na rzeczywistość terrarystyczną i zacieśnić więzy z Łosiem jeszcze bardziej i wszystko pod jego dyktando ustawić. Kopiec, samca i swoją własną niezależną manufakturę.
Cóż, lubiła się poświęcać dla Pedra, bo miał to coś. Umiał podpuścić, popuścić smycz i nagle jeszcze bardziej przyciągnąć. Bez Łosia, ona Gazela i jej samiec byliby szarą fauną z prowincji. Cena wysoka, ale wymaga ofiar.
Zebrała szklanki drinkówki, zdmuchnęła pachnącą świecę i już miała udać się do garkuchni zastawić jutrzejszą wyżerkę. Nagle z gazetnika wyleciał mały pendrive .
Samiec rzucił się, jak gentelman by podnieść, aby Gazela oszczędziła kopytka, puchnące co wieczór.
- Odddaj mi to, słyszysz! - krzyknęła zdenerwowana Gazela i już czar wieczoru prysnął.
- A nie oddam ci. Tak bardzo ci na tym zależy, że aż mnie korci, by uruchomić zoolapka i zobaczyć co tak mocno ukrywasz - zadziornie przekomarzał się ze swoją połowicą.
Sprawnym ruchem włożył pendrive do stacji usb i wyszło szydło z worka.
Niosła się ścieżka dźwiękowa po kopcu, a oni stali w przerażającej ciszy nie mogąc wykrztusić żadnego ze słów.
- Czy to... to ten Ogrodowy Szczekacz Orełek Nielot z Innowacyjnej Lipy od Zobera, co ci przyszło do gazelowego poroża samico?!!! - zawył, a właściwie był to skowyt umierającej gazeli.
- Życie w zoologu to walka nieustanna wymagająca ofiar w ludziach i sprzęcie. Zwycięzców nikt nie pyta, jak zwyciężyli.
Gazela Dyktafonika wzięła poduszkę, nocne laczki i poszła do gościnnego. Dziś postawiła na samotną noc.