Najlepiej czuł się sam, bez ekipy rządnej jego stołka, bez konkurencji, bez otwartej czachy podległych mu termitów i wszelakiej fauny o poglądach Kwakacza Bis.
Wziął leksykona zoologicznego w swój róg pisiorowy i zaczął uzupełnianie swej wiedzy z krainy fauny, bo po prawdzie słabo ją znał.
- Kruk jest padlinożerny, dożywa późnej starości, czyli jest długowieczny - pochłaniał opis Kruka Trębacza.
- Łączy się w gromady i broni swojego terytorium, po kres żywota krukowego - Nosorożec na chwilę odłożył leksykona i lekko się podjarał.
- Kurna, ten Kruk robi się niebezpieczny. Na swoim rogu hoduję konkurencję i pijawę terrarystyczną. Nie potrzebuję mądrusiów i wszelakich indywiduów, co mi podpiłowują cichaczem nogi od fotela. Lepszy mierny, ale wierny mojej linii frontu - snuł dywagacje, analizował za i przeciw.
Czuł, że zbliża się nieuchronnie zagrożenie i trza działać z biegu, jednym ruchem wyciąć Kruka Trębacza i mieć święty, niczym niezmącony spokój nosorożcowy. Tym bardziej był czujny, gdy pluskwy doniosły, że Kobra Risto szykuje tobołek podróżny do Centralnego Zoologa.
- Psiakrwia! Jak mogłem nie przewidzieć, że zwolni się miejsce w Centrali po wyborach do Eurozoologa i on je zaraz podda żmijowej okupacji? To nic, że na krótko, ale jak się zahaczy, to już się nie odklei od fotela i będzie montować przeciwko mnie. Risto to Kobra bez skrupułów. Taaak. Trzeba eliminować potencjalne zagrożenie. Najsamprzód Kruk Trębacz wypad i już! - Pisio podjął ostateczną decyzję o rozwodzie z Trębaczem i znanym tylko sobie sposobem oznajmi Ogrodowym Szczekaczom o rozstaniu kulturalnym, bez orzekania o winie i podziale majątku.
Tymczasem w norce Kruka Trębacza panowała jak nigdy dotąd, wszechobecna cisza. Z tej sfingowanej choroby wykluła się jednak zoologiczna grypa i Kruk leżał obachutany w koce, pocąc się drugi dzień bez skutku. Sięgnął po następną pigułę Apapa i spojrzał na termometra.
- Ja pitolę, 40 kresek! Kurna wiedziałem, że Nosorożec mnie wykończy! Czacha mi pęka, siły opadają! Chyba zostałem ociotowany, abym poszedł w odstawkę - Krukiem wstrząsały konwulsje pandemiczne i poczuł, że odjeżdża, że choróbsko, które go toczy wysysa z niego witalność i zapadł w chorobliwy sen...
- To ja Kruku, Łoś Pedro! Twoje wybawienie! Pójdź Kruku za mną, do Pomniejszych Okazów. Ja ci krzywdy nie zrobię, ba, nawet umożliwię pod moją ojcowską opieką rozwój duchowy i nie tylko! Wstań, chodź, pokażę ci, że u nas jest lepiej, przyjaźniej i Nosorożec Pisio może ci fiknąć, jak będziesz pod moim płaszczem opieki! - duch Łosia Pedro czynił w rozgrzanej głowie Trębacza spustoszenie i galimatias ideologiczny. Kruk wiercił się, rzucało nim w wyrku, nie mógł od tego kuszenia znaleźć sobie miejsca w chorobie.
- To jak, Trębacz? Wskakujesz do nas? Będzie ci tu dobrze, jak u Wielkiego Mamuta za piecem. Żadnej presji, żadnego zamordyzmu i tresowania. My Pomniejsze Okazy mamy światową klasę, nie to co szwadrony Kwakacza Bis! Kruku, czekamy, czekamy, czekamy....
Była już głęboka nocka zoologiczna, gdy Kruk Trębacz ocknął się z maligny chorobotwórczej. Spojrzał na swe czarne, przepocone piórka. Otworzył dziób. Gardło krucze waliło przekrwieniem i łamało go w skrzydłach. Temperatura nieco klapnęła i już miał jaśniejsze patrzenie na rzeczywistość. Tylko nie wiedział, czy kuszenie było majakiem sennym, marzeniem czy rzeczywistością. Cokolwiek by to było, wiedział, że z Nosorożcem nastąpi finito. Podchody Pisia wybitnie na to wskazywały. Płakać nie będzie. Kruki strachliwe nie są i idą własną drogą. Wstał, podszedł do swojej przyjaciółki trąbki, popieścił jej błyszczące i seksowne ciało, pogładził ustnik namiętnie i zaczął dmuchać. Nic mu tak dobrze nie robiło, jak wydmuchanie wszystkiego, co leżało na krukowej duszy...