Carolus twardo, codziennie wali kijkami w koło Spółdzielni Grandotwórczych Mleczarzy, przetapiając smalec na stal w hokejach i klacie, szybko zbliżając się do sekcji anorektyków, więc trzeba się brać do roboty, bo powoli styki mi zaśniedzieją i komputer pokładowy klęknie, a fauna tak się w zoologu rozpaskudzi, że nawet Wielki Mamut nie przywoła jej do porządku. Bo słowo Sedno, to słowo Sedno!
W Specjalnym Landzie Dziwolągów panowała śmiertelna cisza. Okna zasłonięte czarnymi kotarami wskazywały, że "ni kto nie ma w doma". Krokodyl Dyzio siedział przy swoim biurku i szykował flepy na rozliczenie elekcji. Mimo wykopu do Centrali, czuł gorycz porażki czerwonych cegieł. Co prawda w Grodzianum, przy wsparciu Grizzly, Koguta Zenka i wszelakiego bractwa szło im jak zawsze cool, ale braki czerwonej fauny w Centrali zabolały strasznie.
- Eloł Dyzio, jak ci idzie? Jakieś przecieki kto będzie wodzem? - spytał Kogut Zenek żałobnie piejąc w telefonii, po wielkim policzku od Łosia Pedro.
- Słuchaj Zenek, będzie wtopa. Nie mam pokrycia na fotolans elekcyjny na słupach, lampach i innych duperelach. Pomniejsze Okazy już temata liznęły. Będzie cienko - powiedział zdenerwowany Krokodyl.
- Mam to w koguciej głębokości, wiesz Dyzio!? Walnij, że Aligator Amerykański urządził sponsoring niekontrolowany i kasiora waliła drzwiami i oknami, a my się przed nią bronili jak mogli. Ale na półmetku opadli z sił i nas zalała! - rzucił Zenek.
- Coś trza wykumać. Sęp Enrico i Królik Białasek już pracują nad oficjalną wersją bilansa. Ale jakby co, to twoją działkę od Grandotwóczych Mleczarzy podeprzemy kwitem ze złoma i punktu makulatury, tak jak ustaliliśmy na starcie? - spytał, by upewnić się Dyzio.
- No a jak? Przeca oddali my 3000 ton, by ratować lasy i huty!- śmiał się Zenek.Wtem Dyzio usłyszał dziwny hałas w przednawie siedziby Specjalnego Landu Dziwolągów. Szybko odłożył słuchawkę i pozamiatał z blatu ślady kasowe elekcji. Wstał i podszedł do wrót. Ale nikogo nie było. Już miał wrócić do norki, gdy ujrzał niewielki pakunek leżący na wycieraczce. Delikatnie podniósł, obejrzał, czy czasem nie jest to co nieco wybuchowe i przeczytał - Wiewióra Luko do łap własnych.
- Hmmm, co to może być? Lekkie jakieś, kwadratowe, cienkie i nijakie - oglądał z każdej strony.Krokodyl wystukał numer Luki, aby mu zakomunikować o dziwnej przesyłce.
- Luka? Tu Dyzio, gdzie jesteś? - spytał słysząc trzaski i uciekający sygnał.
- Gdzie?! W Centralnej Lecznicy Weterynaryjnej dla Psychotraumy?! - nie wierzył Krokodyl
- Mam straszną dolinę, mam zespół natręctw poelekcyjnych...Ja chcę do mamy! - szlochała w słuchawkę Wiewióra. I był to szczery, głośny szloch niemocy i opuszczenia.
- A nie mówiłem ci, żebyś z nami trzymał, a nie z Centralą? No to masz za swoje i my mamy też... Paczka przyszła dla ciebie, ale nie wiem czy ją otworzyć czy ci podesłać. Jak jesteś na oddziale zamkniętym to nie dopuszczą nas do ciebie - skwitował Dyzio.
- Weź otwórz, zobacz i mi zaraz powiedz. Pewnie to od fauny wspierającej i kochającej, mimo przegranej - łudził się Luko.
Krokodyl Dyzio szybkim ruchem zerwał papier i ukazało mu się opakowanie płyty compaktdisk.
- Eeeeee, Luka, to jakiś pirat jest, bez hologramu - Dyzio poinformował o zawartości pakunku.
- U Spidi jest odtwarzacz, co to my go w nagrodę nie dali, to uruchom i puść muzę w eter - zadecydowała Wiewióra.
Dyzio gramoty technicznie nie był, ale w końcu płyta zaskoczyła i muzyka poniosła się po norce, wpływając każdą nutą w słuchawkę telefonii
...Przybądźcie z nieba na głos naszych modlitw
Mieszkańcy chwały, wszyscy Święci Boży,
Z obłoków jasnych zejdźcie Aniołowie,
Z rzeszą zbawionych spieszcie na spotkanie....
I popłynęła pieśń żałobna nad Specjalnym Landem Dziwolągów w Centrali, nad Luką, nad Zenkiem. Bo przecież oni i tak nie wierzą w zmartwychwstanie...