- Na Wielkiego Mamuta, potrzebuję oczyszczenia, potrzebuję tlenu, potrzebuję wskazówki, jak dalej żyć w Grodzianum - myśli jego krążyły w różnych etapach poprzedniej i obecnej elekcji wiercisławowej i poczuł nieodparty żal odrzucenia Grizzly na rzecz Specjalnego Landu Dziwolągów i coalicjum grodzianum.
- Tu badejki z kaczuszkami, tu jaczki napancerne, a tu walonki nakopytne. Ile tego mi matula uskuteczniła, a przeca mnie nie będzie tylko jakiś czas - pomyślał czule o rodzicielce i jej trosce o malutkiego Pancernicza, który właśnie pokutnie ruszał w drogę ku Giga Kaplicy Termitów, ku południowym krainom centralnego zoologa.
- Niech se tera Wiercisław z ekipą robi co chce. Niech mu makarona na uszy niedźwiedzia nawijają i niech nie ryczy potem rykiem zranionego Grizzly, że wszystko o dupę roztrząsnąć! Jak on mógł mnie tak wykorzystać. A ja kurna na co liczyłem?! Na bezgraniczną miłość królewską?! - snuł rozważania w samotności.
- Nic, trza poddać się medytacjom, wymieść z pikawy złości, intrygi i złe myśli. Może Mamut rozjaśni mi dalszą drogę grodzieńską i pokaże w którym kierunku podążać dla swojej chwały i mojego spełnienia - powiedział szeptem sam do siebie i zacisnął sznury i napy na plecaku wędrownym, gdy zadzwoniła jego telefonia komórkowa z melodyjką oznajmiającą Sikorkę.
- Już letę, już jestem na schodach, już mnie nie ma! Halo, cosik przerywa. Nie słyszę cię duszko! Pa, pa! - jednym ruchem nacisnął przycisk końca rozmowy, wyłączył telefonię i zatrzasnął wrota norki. Poczuł się wolny i uświęcony drogą do przebycia.
Tymczasem w siedzibie ZetGie, Terminator Arnoldzik unikał wzroku Kobry Risto. Od czasu, gdy Innowacyjna Lipa puściła w eter newsa o ristowym natarciu do Los Senatos, Kobra ukradkiem go obserwował i drążył kanały przecieku do Zobera jego kandydatury do Centrali.
- Nie, nie teraz. Odezwę się później, albo jak zawsze spotkamy się na kawie. Mam ci tyle do opowiedzenia. Rewelacje, tylko to nasza tajemnica! - walnął esemesa do Annaberskiej. Wiernej i tajnej powierniczki duchowej z czasów, gdy był jeszcze ogrodowym szczekaczem.
- Wychodzę, do końca dnia mnie nie będzie - zasyczał beznamiętnie Risto i zlustrował Arnoldzika zimnym, lodowatym spojrzeniem, analizując każdy dzień z Terminatorem w ubiegłej elekcji i swoją klęskę wyborczą.
- Eeeeeee, Chiba nie! To pracowity terminatorek. No może jadaka mu się nie zamyka, ale żeby puszczał farbę? Chyba nie jest taki naiwniak. Inaczej mu kości porachuję - pomyślał Risto i podpełznął do swojego pancervolvo. Jednym ruchem walnął swoją czarną tekę poterrarystyczną na boczne siedzenie i z piskiem opon ruszył na spotkanie.
Padało. Wycieraczki śmigały szyby, ale nie mogły sobie poradzić z nadmiarem intensywnych opadów. Spojrzał na czasowstrzymywacz.
- Kurna, lekkie zapóźnienie. Ale chiba nadgonię na trasie - przycisnął ogonem pedał turbo i mknął dwieście na liczniku, nie patrząc na koleiny, wodę i słabą widoczność.
Kiedy dotarł na miejsce, wszyscy już byli. Uściskał serdecznie wszystkich królów ościennych małych terrariów, z którymi się dobrze znał z czasów swojego królowania. Dobra współpraca się opłaciła. Rauty, spotkania i wzajemne cmoki spowodowały, że teraz czuł, że może liczyć na ich wsparcie.
- Siema bracia terrarystyczni. Witajcie! Jestem tu, bo potrzebuję wsparcia przeciwko Łosiowi Pedro, o Kogucie Zenku nie wspomnę. Nosorożec Pisio nie jest szczęśliwy, że będę do Los Senatos z jego gromady startować, ale on akurat w Grodzianum ma mało do powiedzenia. Liczę, że pomożecie mi, to ja wam pomogę, jak dotrę do Centrali. Znacie mnie. Nigdy nie złamałem słowa i dotrzymam go. W Grodzianum rządzą Czerwone Cegły, a Pomniejsze Okazy myślą, że oni. Niech żyją w nieświadomości. Łoś niech nie liczy na wsparcie Coalicjum. Przeliczy się i nawet kasiora od Donaldino mu nie pomoże. Trzeba działać u podstaw. Trzeba przerzucić głosy dla Pomniejszych Okazów w terenie na mnie. Kobrę Risto i pozbyć się tej spleśniałej sieki terrorystyczno-grodzieńskiej - mówił jasno, powoli i z pełną determinacją. Tak wielką, że nawet deszcz wymiękł przy atutach Kobry i lekko się rozjaśniło za oknem. Wreszcie przestało padać.