Spędził w nim noc.
- Czas do roboty - pomyślał jakoś nieskładnie - Cholera ostatnia czysta koszula poszła wczoraj - przypomniał sobie WIERCISŁAW. Głowa mu pękała od kaca. Poszedł do łazienki. Spojrzał w lustro. Torby pod oczami, opadłe kąciki ust.
- Ale żeś se dał w tytę WIERCISŁAWIE - mruknął do siebie, płucząc kły. Niepewną łapą i ostrymi pazurami GRIZZLY schwycił maszynkę i zaczął skubać futro na pysku. Słabo mu to wychodziło. Zrezygnowany spojrzał na zegarek.
- Kurna, za chwilę przyjedzie kierowca, a tu taki bałagan - wyprzedził wydarzenia WIERCISŁAW. Szybko wskoczył w koszulę z niedzieli, resztę wdusił we worek, jak leciało.
- Po drodze wskoczę do pralni. Chyba na ekspress praczki je zrobią. Przecież w golfie król zwierząt nie może paradować, no nie? - stwierdził stanowczym tonem WIERCISŁAW, zamknął drzwi gawry i ruszył w znane sobie miejsce.
Tam czekał jak zwykle PANCERNIK MĄDRALA z przylepionym do pancerza nieodłącznym kapownikiem. Co, kiedy, komu, z kim i po co. Nastał nowy dzień...