2011-07-20 06:25

Fumé a'la griottier

Wiercisław trzymał w swych grubych i owłosionych łapach kitajskiego, papierowego szczekacza i zastanawiał się pomrukując, z której strony się to czyta.

- Kurde belans, że też im się chce takie hieroglify walić. Jak ja faunie powiem, że tam piszą o Grodzianum? - denerwował się i słony pot spływał mu po ofutrzeniu wprost na pierwszą szpaltę o zoologu koło Centralnej Kaplicy.

Grizzly poczłapał na ganek swojego kopca. Wziął ryczkę i poszedł koło drewutni sobie klapnąć ze zmęczenia. Był wypompowany królowaniem w siedzibie Grodzianum.

W garkuchni znalazł jeszcze parę antałków słonecznej cytrynówki, która jak za pomocą czarodziejskiej różdżki, chłodziła jego królewskie spalone latem i nie tylko wnętrze.

Kiedy poczuł letnie znieczulenie, zaraz czajnaland wydał mu się bliski i taki braterski.

- A gdyby tu u nas w zoologu czerwono-żółte cegły jakiegoś kopca dygnęli dla termitów? A gdyby tak kitajce siłą swego naroda zoologicznego jakieś inwestejszyn uskutecznili? Uroślibyśmy w siłę i ja, wielki Wiercisław zapisałbym się na końcu jako zbawiciel zoologu grodzieńskiego. Co tam, wszystkiego, nawet terrarium! W jurysdykcji Bociana Dario obsialiby pola terrarystyczne ryżem, podtopiliby glebę i eksporta do CzajnaLand na bank by wyrobili. Ryż dziki z serca terrarium w podzięce za kopiec! Nie no, dobry jestem! - marzył o wielkim finale swojej reelekcji, zrobionym temi ręcami, a nie popierduszkami  pijarowskimi Pancernika Mądrali.

Słońce powoli chowało się za horyzont. W ogrodzie wiercisławowym ostatnie jego promienie przebijały się pomiędzy malwami, które w tym roku grodzieńskim wyraźnie przerosły ogrodzenie, skrywając ogrody królewskie przed wzrokiem wtyczek-kapowniczek Pomniejszych Okazów.

Cytrynówka lipcówka właśnie sięgnęła denka. Nieco rozweselony i zadowolony z siebie Grizzly wszedł do nawy głównej swojego kopca i jak zwykle usiadł na tatowym fotelu, co to nie jedno słyszał i czuł. Już miał się kimnąć w ten duszny i parny wieczór, gdy nagle  Mądrala zawarczał telefonią.

- Jak ja go kurna wychowałem przez te lata?! Z byle gównem zaraz do szefa! Żeby mi to było coś ważnego, bo pancerz mu przepiłuję i będzie golusieńki! - pomyślał gniewnie, ale  podniósł słuchawkę, bo nie znosił, jak bez przerwy grała mu melodyjka komórkowa.

- Czego Mądrala, czego ty mnie zadręczasz wieczorową porą?! Czy ja kurna nie mogę trochę odetchnąć od tego lansa? Kręciły można dostać! Wszędzie wrogi, kopacze, pluskwy i termity nielojalne. To już nic dobrego w tym Grodzianum nie ma? Czy ty aby  tylko nie mącisz, podjudzasz i spiskujesz, aby czuć się potrzebny?! Nie było ciebie, to se radę dawałem, tera też se dam! - Wiercisław nie dopuścił do głosu Pancernika, musiał mu wreszcie wyrzygać co go bolało, a cytrynówka tylko przyspieszyła reakcję na akcję.

- Padrino, to nie tak, jak myślisz. Wiem, że wciąż pikawa twoja bije ku czerwonym cegłom, że Specjalny Land Dziwolągów to całe twoje życie zoologiczne, ale błagam, nie odrzucaj mnie, wiernego ci i oddanego stwora. Pomniejsze Okazy zagrażają twemu majestatowi. U Głównego Restauratora Grodzianum walą wyżerkę made in france dla termitów i lansa wiercisławowego z  kluchami obalają - wymamrotał na jednym wydechu Mądrala.

- Że co?! Do termitów ze świńskim menu i sosami, których nazwy nie będą pamiętać nawet ich dzieci dzieci?! Chyba ich pogięło! Arystokraty jedne z Łosiem Pedro szlachciurą pepegową i Dariem spod strzechy! He, He,He! Bo padaki dostanę! - rozchichotał się Grizzly rubasznym chichotem króla Grodzianum, bo wiedział, że pseudosalonów terrarystycznych i hrabiowskich zapędów Pomniejszych Okazów fauna nie kupuje i kupować nie będzie. Łapek na jesieni przy urnach nie przybędzie.

- Wiesz co Pancernik, mam w dupie ich wykwintne żarło. Tak samo termity! One wolą proste jadło. Moje kluchy, mój boczuś i mnie,Wiercisława Pierwszego, a nie skapcaniałego Łosia Ostatniego! Pożywiom, uwidzim! Jak mówi stare chińskie przysłowie! Łosia chyba od tego lansa pogięło i już nie wie, jak się windować do Centrali. Trza było cztery roki harować, a nie  łychami złotolem mazgniętymi  mydlić na półmetku ślepia termitom. No ale żeby mieć pomyślunek na fotel do LosSenatos, to trzeba mieć polot czerwonych cegieł, jak ja miałem. Bo chyba ja  miałem, nie Mądralo?!

Wspieraj Szymona Sedno

Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń jest przypadkowe