Wolał wizaż zaprzyjaźnionego stylisty Pomniejszych Okazów wdrożyć w samotności, by wyjść na korytarze siedziby wiercisławowej niczym w TapMadlzoo
- Kurcze blade gdzie jest mój żel nabłyszczający ofutrzenie? Dopiero com kupił! Gdzieś tu kurna musi być! - szukał nerwowo po wszystkich szufladach swojego biurka.
Wreszcie w dolnej odnalazł PantinFutroMiau i obficie usztywnił swoją ondulację a'la BogartAmantZoo. Spojrzał w lustro i delikatnie wycisnął falę na owłosieniu, co by samiczki mdlały na jego widok. Taki już był. Zawsze ważne było opakowanie towaru i pierwsze wrażenie na termitkach.
- Ja pitolę, jakieś mi tu pojawiają się kurze łapki czy kocie radlinki! Na Mamuta, co za konfuzja wizerunku! - przejął się nie na żarty i natychmiast wykonał telefonię do Pawicy Kseni.
- Tu Czester, Kseniuchna ratuj, botoksa albo inne kwasy potrzebuję, bo dopada mnie przypadłość celebrytów. Szybkie starzenie, a ty jesteś w Pomniejszych Okazach numer jeden w lansie, więc gadaj, jak ratować swoją facjatę! - prawie płakał, a miauczenie niosło się po jego norce, jak marcowe śpiewy kocie.
- To mówisz, że maska nawilżająca, glinka i algi? Lekki podkład naturalny i korektor?! Tylko tyle? Ufff! A już myślałem, że skalpel i naciąganie futra. A wiesz, że wciąż muszę pilnować fotela u Wiercisława, bo inaczej Pancernik znowu będzie się pętać po mojej działce wpływów, więc tylko domowe, szybkie sposoba mogę uskuteczniać - dodał zatroskany Czester.
Miłe popierdółki z Ksenią umilały każdy dzień Czesterowi, zwłaszcza, że nudził się okropnie, bo zajmowanie się zieleńcami stopnia podstawowego i średniego nie wymagało od niego wyrywania futra z łap i miał czasu dla siebie w nadmiarze. Nagle otworzyły się wrota norki czesterowej i wszedł Byczek Krzaczasty.
- Kocie trza coś wymyślić, żeby wszystkie oseski jakoś od jesieni ulokować po babyzieleńcach. Mamy wyża, a samice termitów będą darły się, że Wiercisław nie dba o Grodzianum w tej sprawie. Tom postanowił, że zrobim większe grupy, dołożymy kasiory do privatbaby, żeby poutykać oseski i mieć problema z głowy - referował Byczek.
- Krzaczasty, jakiś ty zdolny i przewidujący! Co ja bym bez ciebie zrobił, choć nie ukrywam, że chyba czytałeś mi w myślach i głośno powiedziałeś to, co ja dawno postanowiłem. Jestem uradowany, że nadajemy na tej samej fali. Jednak koalicjum ma swoje dobre strony - chwalił Byczka i bez wazeliny mu lukrował, by punktować potrzebę swojej osoby w Grodzianum.
Tymczasem Pancernik Mądrala chodził po korytarzu waląc buciorami głośno, tak, aby znygusiałe brakiem roboty myszoskoczki wiedziały, że on jeszcze tu jest. On prawa łapa wiercisławowa, z lekka odstawiona przez pałętające się Pomniejsze Okazy na tor równoległy.
Mądrala znowu myślał. Ostatnio bardzo często wolał swoją samotność niż grupowe styki.
- Sikorko najmilejsza moja. Mój ty skarbiku pancernikowy, trza się ewakuować z siedziby Grizzly. Pedrowe futrzaki osaczyły go, a on już za bardzo mnie nie słucha, robi, co koalicjum ustala - żalił się do fotoszopa swojej samiczki, ukradkiem wyciągniętego w chwili zwątpienia spod pancerza.
Z dozą wstydliwości cmoknął jej fotkę prosto w dziobek. Poczuł dreszcz podniety i fiołkowy zapach jej piórek, a ten oczami wyobraźni pancernikowej zapełnił całą norkę. Był jak w siódmym niebie. Walił go Czester, który budował piramidę swoich wpływów podkupując zwierzaki lukrem serwowanym przez wpływy pedrowe, waliła go powolna, po reelekcyjna obojętność Grizzly i codzienne zawężanie mu podległych spraw. Drażniła go nawet Sroka Baśka, jakby to ona była najważniejsza, a powoli i Wiercisław miał jej dosyć.
- Czas na mnie! Muszę uwolić się od przeszłości i być znowu Pancernikiem bez Padrino. Mądralą niewiercisławowym. No może Mądralką sikorki, malutkim pancerniczkiem przytulanką - postanowił wreszcie o dalszych swych losach zoologicznych i nie tylko. Ale o tym "nie tylko" wiedziało niewielu...