Musiał być piękny, czysty i pachnący. Dziś Chomik Polikarp wali mu imprę okołourodzeniową w Mrocznym Okręgu Kumoterstwa.
- Gdzie jest pomada na ofutrzenie, trza przylizać resztki ondulacji - pomyślał i nerwowo szukał pudełka z szarą maścią na porost kłaków gorylowych.
- Jest w łoterklozet obok moich sztucznych rzęs! - darła się z garkuchni małpowa zoberowa.
Zober podreptał do ustronnego miejsca i najrzał pomadę. Jednym ruchem walnął kleistą maź na ofutrzenie, splunął na łapę i przyklepał.
- Taaa, jaki jestem powabny! Nawet w metryce mi lat ubyło! Uff, trzeba się ewakuować do Polikarpa. Już czas - spojrzał na cebulę dziadkową, co to w spadku zoologicznym dostał i pędem rzucił się do drzwi.
W siedzibie Mrocznego Okręgu Kumoterstwa, Chomik witał go, jak króla ogrodowych szczekaczy.
- Siema Zober! Siadaj na trona. Za pozwoleństwem Wiercisława, Pancernika, Bociana Dario i Łosia Perdo my tu dzisiaj full wypas imprę ci uszykowali z wdzięczności za dobry lans wszystkich i każdego z osobna. Szczekasz poprawnie, to i wdzięczność królewska! - zagaił Polikarp i mrugnął dwuznacznie, że to tylko oficjela, potem będzie lepsza balanga.
Zober usiadł na honorowym miejscu. Oseski stopnia podstawowego i średniego produkowały się jak mogły.
- Sto lat, sto lat! Niech żyje nam Zoberek-brat ! Kto Zobera nie szanuje, tego władza zadołuje! Sto lat, sto lat! - piały nieopierzone samiczki z FinesiaBand, a inna dziatwa im wtórowała.
Goryl Zober wzruszył się bardzo. Walnął rynnę urodzinową, choć goryle nie ryczą tak łatwo i na zawołanie.
Polikarp objął swoim chomiczym ramieniem wolne media zoologiczne i rzucił szeptem do ucha
- Wiesz Zober, jest git, a będzie jeszcze lepszy git. Wsłuchaj się w króla Grodzianum, w jego potrzeby, przymil się Dario z Terrarium, pogładź Łosia, Dyziowi jakąś odę klapnij przed reelekcją do Centrali, połaskocz ego Koguta Zenka i pogiglaj Wiewiórę Luko. A mlekiem i miodem popłynie życie Innowacyjnej Lipy - radził Gorylowi Polikarp - kasiora popłynie strugami, a ty okrzyknięty będziesz najznamienitszym z gryzipiórków zoologicznych. Łapka łapkę, czy cóś tak...
Klata Zobera podnosiła się wraz z każdą pochwałą, którą władza zoologa waliła mu kłapaczką Chomika. Duma go rozpierała, że on tak kochany jest i doceniany przez wszelakie zwierzaki dużoznaczące.
Spojrzał na wiecheć urodzinowy i prawie zawył z zachwytu
- Och dziadzi Zoberowy! Jednak dobrze żeś mi radził na osiemnastkę, żeby jak ciele pokornie dwie matki ssać! To się kurna opłaciło i długo będzie opłacać na moją pomyślność! Jestem najlepszy, najszybszy i najbardziej wyklinany wejściami! - rozczulił się na dobre Goryl.
Oseski jeszcze tyniały przed Zoberem, jeszcze produkowały swe możliwości i umiejętności zdobyte w Mrocznym Okręgu Kumoterstwa, gdy Polikarp mrugnął porozumiewawczo do Goryla.
- Zara spadamy na balangę dla Tajnego Bractwa. Łącznik donosi, że wyżerka cateringowa już gotowa, popitka się mrozi i wszystkie zwierzaki czekają, by łyknąć zdrowie Zobera! Nie daj im więcej czekać, bo fauna głodna to zła. A jak nie sfazowana, to lepiej nie gadać! - nadawał Chomik.
Zober schwycił się za pulares waluty zoologicznej, co by uiścić koszta wyżerki. Tak dla picu, nie dla zasady. Polikarp wstrzymał jego łapę sięgającą kieszeni słowami
- Daj spokój Zober, my tu sobie poradzimy. Jakoś ze Strusiem Georgio rozpiszem wydatki w celebrę dni Grodzianum i inne takie. Bilans zawsze nam się zgadza, od lat, na wieki wieków.
Polikarp i Zober szli przez korytarze Mrocznego Okręgu do sali tajnych balang wyłącznie dla wtajemniczonych. Chomik nacisnął klamkę i..
- Zober, Zober ty gorylu, stary grzdylu! Lej gorzałę do kielicha, przy nas zawsze pełna micha!