Spoglądał swymi przenikliwymi ślepiami na każdą termitkę, pod kątem przedłużenia gatunku opancerzonych.
Usiadał w fotelu w swoim kopcu i się rozmarzył.
- Koniecznie wielkie pompony i ofutrzenie blond ondulejszyn. Kurka wodna, blond są niekumate, ale pasują do mojego glanc pancerza weterynaryjnego - błądził z zamkniętymi oczami po samicach niekoniecznie z Grodzianum.
- Trza się streszczać, bo zegar mi bije i zostaną tylko niedobitki samic. Nie będzie w czym wybierać - zmartwił się nie na żarty, bo pomyślał, że inne samce już dawno się przykuły łańcuchami do lachoniek, a on jakoś tak z dystansa.
- W siedzibie Grizzly nudy do sześcianu, nie ma dla mnie wyzwań, kurde zdziadzieję i wylinieję przedwcześnie - przymknął oczy, był półśnie wieczornym i nagle zaczęła mu się jawić wizja starości zoologicznej.
- Tee, Mądrala ale szybko wal z kubłem na śmieci! Wykąp małego pancerniczka! A coś myślał, że tak do końca żywota to se pijarband będziesz uskuteczniać i w gangu lansować. Migiem ino mi! Chciałeś stado, to masz tera! - krzyczała mu do kamiennego pancerza samica zakontraktowana rzucając mu pod łapy pampeszoo oseska.
Pancernik zbladł, bo śluby w Centralnej Kaplicy Termitów złożył i cofki nie było. Takiej tresury się nie spodziewał, a wiele umiał przewidzieć.
- Mądrala wypierz se skarpetki i badejki. Mam świeże tipsy i nie będę się narażać na kontuzję. Inaczej w pancerzu samym do roboty polecisz! - rozkazywała samica Pancernikowi.
- A mleko żeś ściągnął z gazu dla oseska? Wanieje spalenizną! Kurna rusz się, od czego cię mam! - nadawała samica, skręcając papiloty na swojej blond ondulacji.
Pancernik poczuł się podduszony, zniewolony i taki, taki zwyczajny fauniak zoologiczny. Tego się nie spodziewał po swojej samicy, co stroszyła piórka w okresie przedkontratacyjnym i szczuła jego testosteron samczy trzepotem rzęs i falowaniem pomponów.
Nagle się ocknął. Ślepia mu jeszcze biegały nieskoordynowane, ale wizja kopca i pilnika do pazurów samicy leżącego na jego dziełach wiekopomnych weterynarii oraz rozlany lakier i kawałki tipsów na najnowszym lapku, sprowadziły Mądralę na twardy grunt.
Przetarł mokre potem czoło. Sprawdził, czy na biurku leży wszystko, jak ułożył. Zlustrował półki i szuflady.
- Ufff, jest gut! To tylko senna mara, ale jakże realna. Nie, no muszę działać. Sen się nie może ziścić, nie teraz! - poczuł napływ natchnienia twórczego.
- Kurna, trza zmienić coś w żywocie Pancernika. Grizzly se poradzi z Pomniejszymi Okazami w Grodzianum, zresztą niespecjalnie musi się wysilać. A ja ewakuacja na samodzielną orbitę! Nie mogę tu kisnąć do emerytury zoologicznej Wiercisława, bo na łeb dostanę. Styki coraz wolniej pracują. A tylko trening czyni mnie wielkim i niepokonanym - dodawał sobie adrenaliny i pewności.
- Po primo, 10 plag grodzieńskich niech spadnie na Szymona Sedno, za pysk niewyparzony i podważanie mojego ekstra majestata i elegancji i etykiety. Po duo, niech wreszcie zwolni się dla mnie ryczka w terrarystycznej antyepidemii weterynaryjnej, co wreszcie będę jak król, a nie cień króla. Po tercio, samice mogą poczekać. Tego kwiatu, to w każdym zoologu na morgi. Ja jestem stworzony do kariery. A tej nie może zmącić żadna samica. Będę królem, to same będą lgnąć, jak mucha do lepu. Po co kurna się wysilać! Szkoda czasu i zachodu! - i jednoznacznie zadecydował o swoim dalszym losie.
Zadowolony z podjętej decyzji i zaklepawszy rozwój pancernikowy, poszedł do klopa. Wziął raszpelek i wyszorował pancerz przez wieczornym kimonem. Przyklepał ondulację na łebku, wziął ukochanego pluszaka i radośnie podreptał do koja.
Światła nie gasił. Od małego bał się ciemności i tak mu pozostało. Tylko bezpiecznie czuł się z pluszakiem, którego pogłaskał czule na dobranoc.
- Karolek śpij spokojnie. Tylko nie chrap! Nieładnie tak po nocy hałas walić - pogroził pluszakowi, podrapał go w uszko i zasnął marząc o swoim i tylko swoim królestwie.