Ciężkim krokiem poszedł do garkuchni. Tu też było pobojowisko.
- Ja pitole, ale Sajgon. Nie no, u mnie mała siła... Chyba przejdę na jednorazówki. Wyżerka i sru do kosza, a nie babranie się w pomyjach. Kto to widział, żeby król Grodzianum zmywaka uskuteczniał - podejmował pierwsze nieśmiałe decyzje po reelekcji.
Sięgnął do szyfonierki i jak zawsze o tym czasie celebrował wieczorną dezynfekcję. Ogarnął gawrę anemicznym wzrokiem w poszukiwaniu ostatniego czystego kielonka, ale jakoś wzrok Grizzly nie mógł niego trafić.
- Ech, co mi tam! Świty nie ma, moja gawra, moja flaszka - wydedukował na prędce i przechylił antałek prosto do gardzieli. Wszechobecna cisza gawry wzmacniała odgłos wpływającego rozweselacza do wiercisławowych trzewi i radośnie go nastrajała.
- Kurna, nawet mi wyszła ta nalewka z kasztanowca. Zara mi łapy lepiej będą chodzić, bo ostatnio skrzypi mi w każdym stawie - powiedział zadowolony z zawartości butelki.
Usiadł na tatowym fotelu, jak zawsze w chwili relaksa i poczuł miłe łaskotanie od środka.
Walnął laczki w nieokreślonym kierunku, tylnołapy z rozkoszą umieścił na ławie i powoli, hipnotycznie oddawał się Morfeuszowi. W wszystkiego w zoologu, jego objęcia uwielbiał.
Już prawie dusił komara, gdy rozległa się komórka tamtamowa pancernikowa.
Wstać mu się nie chciało. Zsunał się nieco na fotelu, by tylnołapa sięgnęła aparat. Powoli, by nie spadł, przesuwał ku sobie. Gdy telefonia zbliżyła się do skraju blatu, mógł ją podnieść bez wysiłku.
- Jes Mądrala, o co chodzi? Wiesz, że się relaksuję i rehabilituję po reelekcji. A ty mi tu po nocy walisz halo, halo! - powiedział na powitanie Grizzly.
- Padrino, musisz się pokazać w zoologu. Ja też jestem przemęczon. W Centralnej Kaplicy Termitów dyżur miałem, na wykładach o israelosfaunus też ja byłem. Zaczynają pitolić, żeś trona dostał i masz zoolog w tyle - referował beznamiętnie, lecz rzeczowo Mądrala.
- No i niech se pieprzą. Mam to tam, gdzie żeś rzekł. Dokładnie tam! Wiercisława chcą pouczać? A od czego mam cię? Od czego Specjalny Land Dziwolągów? Do roboty! Do roboty nieroby! - wzburzył się Wiercisław.
- Szefie za chwile komisjum kasiorowe, trza się przygotować do CristalPallac. Twoja facjata jest niezbędna, chociaż na wejście - podsunął pomysła Pancernik.
- Żadnej kasiory na bzdety. Wiesz ile nas reelekcja wyniosła! Koszta trza ciąć, bo się nie wyrobim. Jak już będą pyski drzeć, to trochę im przetasujem, tak jak Wiewióra Luko zagrała z coolturszoł - przypominał sobie lans Wiewióry w Mrocznym Okręgu Kumoterstwa.
- Będą chcieli inwestejszyn, będą naciskać, kontrolować - ciągnął Pancernik.
- Kurna, czy cię sfazowało Mądrala? Pierwszy raz robisz za mnie? Nie wiesz, co masz lansować? Nie ma kasiory, nie ma nic. Mamy spokój i względny luz i tak ma być do końca mojego królowania. Dosyć żem sił stracił na jesieni - odparł z lekka wkurzony Grizzly.
- To może jakiegoś urlopa? Jakieś tropikalne zoo lub wschodnie hinduskie? - podpowiedział Pancernik
- Taką kasiorę mam odpuścić za urlopa i jechać w nieznane? Żeby mi tu Pomniejsze Okazy podkop zrobiły pod trona? Nigdy! Zostaję! A ty masz załatwić bym nie poszedł z torbami za urlopa...niewyurlopowanego! - rozkazał Wiercisław.
Pancernik czuł, że dziś nie pogada z szefem na ważne grodzieńskie tematy.
- Ahoj Grizzly! - powiedział na odczepne.
Znowu musiał zawalić nockę zoologiczną, by trzymać pozory królowania Wiercisława. Zresztą dla niego to nie pierwszyzna. Robił to od lat, że już zapomniał, jak to być Drugim.
Z lubością spijał mamine cieplutkie kakao i pochylił się nad swoim tajnym kapownikiem.
- Wiechcie dla babinek starowinek? Niestety zero!
- Palemki okołojajeczne? Znowu zero!
- Tulipanki dla samiczek marcowe? Pudło!
-Chocholady dla zieleńców na dzień oseska? Okroić do chocholadopodobnych!
- Uff, może Grodzianum nie zbańczy! Ale, ale? A kluchy wiercisławowe? Eee, w tym roku Grizzly będzie zaanginiony i jakoś się faunie kit wciśnie - zgasił światło, wskoczył w badejki z kaczuszkami. Zwinął pancerz mocno do ukochanego jaśka i padł przed północą.