-Eh, prawie już żem zapomniał do czego służy łopatka dojęzyczna, gig-zastrzałka domięśniowa i termometra wykrywaczkowa wczesnozapalna - z rozrzewnieniem wycierał każdy przedmiot weterynaryjny i starannie układał w kuferku ratunkowym. Nagle jego wzrok zatrzymał się na sekretnym zaszycie. Miał bardzo brudną okładkę. Widać było, że dawni nikt go nie otwierał.
- Jasny gwint! Psiakrew! Kurka wodna! - Risto przywoływał coraz to twardsze gatunkowo zwroty niekoniecznie dystyngowane, ale wybitnie obrazujące stan ducha Kobry.
- Na Wielkiego Mamuta, dlaczego żem zapomniał o tym kapowniku! Przeca tu jest wszystko, tu są kwity na Łosia, tu są ugody ze Specjalnym Landem Dziwolągów sprzed lat zoologicznych, tu jest dekret o Grizzly, tu są korzenie Pancernika, tu jest całe zoo i drenaż kasiory lansowej! O, nawet Krokodyl Dyzio w fotoszopie z...Tera to musztarda bo bigosie reelekcyjnym! - pluł jadem kobrzastym, wściekły na siebie, że władza w Terrarium pozbawiła go czujności.
- Jakby fauna w necie przeczytała skany, to inny byłby podział i wyatutowanie by mi nie groziło. Ale nie wszystko stracone. Ważne, że się odnalazły prawdomuszki grodzieńskie. Niech se nie myślą, że już po Risto i mogą kimać spokojnie - powiedział do siebie, delikatnie ścierając ogonem nadmiar kurzu z czarnej obwoluty zeszytu hakowego.
Risto wysiadł wygodnie w fotelu. Zawinął wylinkę ciasno wokół poręczy na znak skupienia. Wertował szybko kartki, wracał do pierwszych, by szybko spojrzeć na ostatnią stronę i znowu cofał się. Nagle dzwonek telefonii wyrwał go przemyśleń. Wizji nowych strategii i marzeń o wielkim powrocie.
- Siema Risto! No to jak, ruszamy z tajną misją podziemia zoologicznego? - spytała Hiena Marija.
- Taaa...Właśnie odświeżam sobie pamięć i coraz więcej widzę moimi kobrzymi ślepiami. Kurna, co mnie tak zadekowało, żem dał się tak podejść i parzystokopytny Łoś Pedro, co ledwie skleci zoologiczny alfabet skumał się z Wiercisławem, z Zenkiem Kogutem i resztą wazeliny Grodzianum? - Risto walił czachą w oparcie fotela na znak bezradności.
- A mówiłam, że z Rupertusem wyjdziesz, jak jeleń? Słuchałeś Gie21ipół, a mnie odstrzeliłeś na tyły. No to masz, co żeś sam se upichcił! - Hiena Marija musiała wreszcie z siebie wyrzucić, to co jej leżało głęboko w trzewiach.
- Byłbyś kobrą ZetGie, z głównym filarem hienowym, to bym Wiercisławowi szepnęła to i owo i Pedro zwinąłby pepegi na rykowisko. A tak,masz, co żeś chciał, ty...ty sieroto puchaczowa! -wyrzygiwała Risto nie tak dawne tajne przymierze.
- Marija, tak patrzę na haki wiercisławowe i coś mi tu nie pasi. Jak byliście z Grizzly w TurceyCity, to kasiorę skąd mieliście? - spytał wprost.
- No sponsoring był, nie powiem, że nie. Ale to działka Specjalnego Landu Dziwolągów. Mnie w to nie mieszaj. Ja tam byłam jako brylanta Rady Starszyzny - tłumaczyła się Hiena - ale o co loto Risto? - dodała.
- No powoli, jak patrzę na kwity, to mi się te klocki układają w całość. W ramach wdzięczności za sponsoring ryczka w radzie terrarystycznej się nagle uskuteczniła i to jeszcze za Wiercisława! Ładny syfzoo! Trzeba podziemie uruchomić. Mamy cztery lata na odbicie Terrarium i Grodzianum - zadecydował Risto, jednym tchem, jednoznacznie i z naciskiem.
- No wreszcie skumałeś! I tak wrócę do Rady Starszyzny! Ktoś musi posprzątać ten bałagan po Pomniejszych Okazach i czerwonych cegłach. Trzymaj się mnie, a wrócisz w chwale! Godzina W nadejdzie, jakem Hiena! - powiedziała Hiena Marija do Kobry i odłożyła telefonię.
Risto wertował jeszcze parę chwil kapownik. Zamknął go. Schował do weterynaryjnej torby podręcznej i udał się na parkinga lecznicy centralnej. Otworzył bagażnik pancevolvo i sejfa w podłodze.
- Tu będzie najlepsze miejsce. Tu jest moja przepustka do władzy - myśli mu krążyły na wysokich obrotach. Wślizgnął się do mobila i ruszył przed siebie.
Ruszył z piskiem opon. Był prawie wieczór, gdy zmierzał ku swojemu kopcowi. Nagle ktoś wtargnął na trakta. Risto dał po hamulcach. Pancervolvo prawie stanęło w miejscu. Ogon Risto zagruchał,niczym grzechotnikowi, gdy czuje niebezpieczeństwo.
- Na Mamuta! Jak leziesz pokrako! Przeca mógłbym cię zwalcować! Nie dość, że ciemno, to jeszcze w szarym ofutrzeniu! Czy fauna nie ma wyobraźni?! - krzyczał wkurzony całą sytuejszyn Risto.
Nagle przejrzał na oczy, potarł okulara i zatkało go dogłębnie. Nie poznałby go nigdy. Po trakcie szedł Puchacz Rupertus. Był skulony, zszarzały, piórka miał wyskubane i matowe.
- Eloł, Rupertus, co tam ziomal? - zagaił, bo mu się nagle zrobiło żal Rupertusa i jego reelekcyjnej klapy.
- Ach wiesz Risto, niedługo rocznica powstania zoologicznego, mundura se nowego lajsnąłem. Prawda, że jak oryginał? - odpowiedział Puchacz i nie czekał, na to, by Risto z litości podtrzymał rozmowę.
W Grodzianum sypnęło śniegiem. Widoczność spadała i Risto już nie wiedział, czy śnieg zasypał ślad Rupertusa, czy ten był tylko wyrzutem jego sumienia, który zmaterializował się w wieczornym, grudniowym poczuciu winy.