- Łoś zdeptany, nierzeczowy, nowicjusz, tępak, populista - wyliczanki Grizzly się zaostrzały w miarę opróżniania "wnuczki".
Dziś nie przeszkadzał mu bajzel i tony kurzu walające się po gawrze. Dziś był panem zoo pełną parą.
- Pomniejsze Okazy? He, he, gracze drugiej ligii - Wiercisław prawie całował się po łapach.
- Najważniejsze, że oblicze króla zwierząt nie ma skazy wśród ocen termintów - tu nie mógł nie oddać honoru Pancernikowi, co błyskiem zorganizował szczekaczy z Innowacyjnej Lipy, aby zwierzątkom obwieścić to zwycięstwo nad Łosiem Pedro.
Humor mu dopisywał. Lekki rausz spowodował, że chciał zrobić coś, co bardzo lubił. Pójdzie na ryby!
- Na robotach podgrupy kopaczy mnie nie będzie. Zaraz dam wytyczne Pancernikowi - pomyślał Grizzly i zadzwonił do Mądrali.
- Weź Królika, idźcie, załatwcie, złamcie, ogłupcie. Ma być beze mnie. Ja dziś odpoczywam - wydał rozkaz Mądrali.
Odłożył słuchawkę. W gawrze była cisza. Słychać było tylko szuranie starych laczków Grizzlego, gdy zmierzał do szafy w poszukiwaniu wędki. Wszak zamarzyły mu się jesienne połowy. Znów poczuł się jak myśliwy, rybak, zielarz, co potrafi wycisnąć wszystko z przyrody. Szafa skrzypnęła nie naoliwionymi zawiasami. W chaosie różnych różności, które w sobie kryła, wędki nie mógł najrzeć. Ale trafiła mu się stara sieć rybacka, co to na pydy za węgorzami się w młodości uganiał.
- Ach te słodkie czasy! - pomyślał z rozrzewnieniem Wiercisław. Nawet nie zauważył, jak zaplątał się w oczka sieci. Czym więcej próbował się z niej uwolnić, tym bardziej stawał się jej więźniem.
- Gdybym był szczuplejszy, sprawniejszy, to może bym się z niej wydostał - prawie wył ze smutku Grizzly.
- A jakby tak coś jeszcze poprawić we wizerunku; być milszym, kulturalniejszym i elokwentnym, to wszyscy leżeliby mi u stóp i reelekcja staje się faktem - uśmiechał się do siebie Wiercisław, leżąc na podłodze samotnie zaplątany w nici.
Marzył o wielkości, o rozpracowaniu przeciwników w zoo i prawie zasypiał na glinianej polepie gawry.
Samotny król, w samotnej sieci....