- Pancernik do mnie i zawołaj Królika Białaska - rzucił w słuchawkę Wiercisław Grizzli.
- Sie robi szefie - prawie na baczność Mądrala Pancernik salutował Wiercisławowi.
Wiercisław schował nadgryzioną sznytkę postnego żarcia i rozsiadł się w fotelu. Czekał na swoich powierników.
Po korytarzu słychać było mocne ciężkie i głośne kroki Pancernika i cichutkie kicanie Królika Białaska.
Drzwi z lekka skrzypnęły. Stawili się w komplecie.
- Dobrze się stało, że wreszcie uwolnili ich od zarzutów - zaczął Pancernik. - Źle by się stało, jeśli Sprawiedliwa Rada ogłosiła wyrok skazujący. - kontynuował Mądrala.
- Fakt. To sukces - mamrotał Królik śrutując cały czas lucernę, prezent od Wiercisława za tv - debatę. Tak go pochłonęła zielenina, że nie zwracał uwagi na szeptane do ucha Wiercisława słowa Pancernika
- Trzeba zabrać głos w tej sprawie. Zoo czeka na zdanie króla zwierząt - mówił Pancernik przyklejony do włochatego ucha Grizzli.
- Wystawimy Królika. Nas z tym bałaganem nie mogą kojarzyć - ciągnął, jak na spowiedzi Mądrala.
Królik nie bardzo był zainteresowany rozmową. Wiercisław specjalnie nie oponował, jak Królik chciał się odmeldować do swojej klatki, aby w spokoju kontemplować smak króliczego rarytasu.
- Co teraz zrobimy z encyklopedią Zoo? - pytał się Wiercisław wszechwiedzącego i przewidującego Pancernika.
- Nic - skwitował Mądrala. - Są dwa wyjścia. Jak ją wydadzą, to się pod nią podpiszemy. Jak nie, to ich problem, ich sprawa i beczka dziegciu - Dawał wytyczne Wiercisławowi, który zawsze się z nimi zgadzał.
- Ponoć mogą startować w wyborach do rady starszyzny w zoo - przypomniał sobie Wiercisław słowa Goryla Zobera.
- Podpucha szczekaczy szefie. Nie mogą - jednoznacznie odparł Pancernik - Ale niech tak myślą. Zanim się przebudzą z letargu zimowego listy będą nasze. - dumnie oznajmił Mądrala Wiercisławowi.
- Mój ty Pancerniku kochany, mordo ty moja, co bym bez ciebie zrobił? - czule przygarnął do siebie ulubioną maskotkę i powiernika najskrytszych niedźwiedzich myśli.
Ten romantyczny nastrój przerwał Kangur Giena, mąż Pawicy Xeni, który jednym podskokiem zjawił się u boku Grizzly
- Wiercisław wie, że Kret Pedro rozpowiada komentatorom zoo, że przez Rekina Edwina i Srokę Baśkę nie będzie kasy na remonty kopców termitów? - wypalił jednym tchem Kangur.
- Zajmę się tym Wiercisławie - podchwycił Pancernik - Niedźwiedzie łapy muszą być czyste i niczym nieskalane. Władza w zoo musi być wolna od podejrzeń i jakichkolwiek powiązań - rzucił stanowczo Mądrala.
Wiercisław słyszał oddalającego się Pancernika. Echo niosło po labiryncie korytarzy podkute buty Pancernika. Coraz dalej i dalej.
Wiercisław kochał piątki. To koniec tygodnia i brak widoku niezadowolonych termitów wałęsających się bez przerwy po jego siedzibie. Nie nawidział piątku jedynie dla żarcia. Uwielbiał mlasmum - mlaskum po golonce albo steku średnio wypieczonym. Ale jako król zwierząt musiał utożsamiać się z fauną zoo. Spojrzał na niedogryzioną kromkę z gzikiem i już rosło mu w pysku.
- Czas na coś lepszego - Myśli krążyły wokół kaczki z jabłkami.
- Kaczka po wodzie pływa, to też jak ryba - usprawiedliwiał burczenie w brzuchu i obejście przykazania kościelnego. Ale z głodu zapomniał którego.