2009-10-14 17:21

Święto mądralińskich

Pawian Laluś od rana nie mógł patrzeć na banany. Co zerknął na cytrusa,to miał cofkę. Wielki kac po Święcie Mądralińskich towarzyszył mu od świtu.

Dziś wszystko mu szło nie tak. Jakieś centralne w zieleńcu nie działało, poczta ogrodowa się spóźniała. Znów musiał robić za Kobrę Risto i Bociana Dario. Łeb mu pękał, szumiało w uszach,a każdy stuk doprowadzał do szaleństwa.

- Przetrwać ten dzień po... - powiedział sam do siebie. - Byle do popołudnia - marzył o ciszy i zimnym okładzie na swe lalusiowate czółko.

- A może tak klinika? - wpadł na pomysł Pawian Laluś. - Eee, chyba nie bym nie przełknął - po namyśle zrezygnował z poprawki dnia wczorajszego.

- Cholera, żeby tak się urżnąć. Wszystko mnie boli - jęczał Pawian w swoim gabinecie. Ale nie był w tym odosobniony. Pół zoo cierpiało po wczorajszych tańcach i imprach. W Zielonym Gaju, gdzie terrarium w ubiegłym roku balangowało, w tym roku też było tłoczno.

Niby wszyscy się wzbraniali, ale jak tu nie świętować Dnia Mądralińskich, skoro to ważne lobby i w terrarium i w grodzie Wiercisława.

- Dobrze, że małe zwierzątka w leśnych zieleńcach miały wolne. Lepiej, że nie widziały jak Mądralińscy byli na odlocie - Pawian Laluś rozmyślał sięgając po szklankę z AlkaPrim. - UUUU, co za ulga. - Beknął zdrowo.

Pawian wiedział, że musiał się poświęcić i świętować z Mądralińskimi. Obok lobby weterynaryjnego, to ważny elektorat. Nie można go lekceważyć. W końcu pół rady i w terrarium i u Wiercisława to lobby tych faunich grup - snuł Laluś.

- Wiercisław też pomyślał o lobby weterynaryjnym i kazał im zaszczepić starsze zoo przeciw ptasie grypie. - analizował Laluś kroki Grizzlego. Apetyt powoli mu wracał i jego oczy śmiały się do bananików.

Tym czasem jadać dyliżansem po wschodnich wertepach Kobra Risto i Puchacz Rupertus przemalowany dla niepoznaki na różowego flaminga przypomnieli sobie,że przespali Święto Mądralińskich. Co prawda Risto dla ulubieńców zadekretował nagrody, suupraise, itede, ale nie wypić za zdrowie Mądralińskich w ich dniu?

- Fo pa! - szepnął Rupertusowi do sowiego ucha.

 

Lepiej późno, niż wcale. A że wiało wschodnim chłodem, rozgrzewka była wskazana.

- Dario, kle, kle - wyjmij tę piersióweczkę. - Risto poprosił Bociana. Ten z namaszczeniem podał kielonki ze Smirnoffem i wygłosił toast. - Za największe lobby Mądralińskich.
Rupertus uśmiechnął się czule,bo i on do niego należał. A Risto puścił swoje kobrze oko, bo z weterynarią miał swoje interesy.
- Wiecie, chyba z Wiercisławem nie wygramy, jak będziemy takie gnioty robić. - stwierdził Risto. - Łączmy siły obu największych lobby w zoo. Po to tu jedziemy Puchaczu... Ale sza!

Dyliżans znikał w kurzu polnej drogi. W terrarium w zoo zbliżała się szesnasta. Pawian Laluś szykował się na swoje ulubione drzewo, i od czasu do czasu wspominał Kobrę, co tam ugrywa z Puchaczem w dalekiej Litworii.

Wspieraj Szymona Sedno

Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń jest przypadkowe