Dziś wszystko mu szło nie tak. Jakieś centralne w zieleńcu nie działało, poczta ogrodowa się spóźniała. Znów musiał robić za Kobrę Risto i Bociana Dario. Łeb mu pękał, szumiało w uszach,a każdy stuk doprowadzał do szaleństwa.
- Przetrwać ten dzień po... - powiedział sam do siebie. - Byle do popołudnia - marzył o ciszy i zimnym okładzie na swe lalusiowate czółko.
- A może tak klinika? - wpadł na pomysł Pawian Laluś. - Eee, chyba nie bym nie przełknął - po namyśle zrezygnował z poprawki dnia wczorajszego.
- Cholera, żeby tak się urżnąć. Wszystko mnie boli - jęczał Pawian w swoim gabinecie. Ale nie był w tym odosobniony. Pół zoo cierpiało po wczorajszych tańcach i imprach. W Zielonym Gaju, gdzie terrarium w ubiegłym roku balangowało, w tym roku też było tłoczno.
Niby wszyscy się wzbraniali, ale jak tu nie świętować Dnia Mądralińskich, skoro to ważne lobby i w terrarium i w grodzie Wiercisława.
- Dobrze, że małe zwierzątka w leśnych zieleńcach miały wolne. Lepiej, że nie widziały jak Mądralińscy byli na odlocie - Pawian Laluś rozmyślał sięgając po szklankę z AlkaPrim. - UUUU, co za ulga. - Beknął zdrowo.
Pawian wiedział, że musiał się poświęcić i świętować z Mądralińskimi. Obok lobby weterynaryjnego, to ważny elektorat. Nie można go lekceważyć. W końcu pół rady i w terrarium i u Wiercisława to lobby tych faunich grup - snuł Laluś.
- Wiercisław też pomyślał o lobby weterynaryjnym i kazał im zaszczepić starsze zoo przeciw ptasie grypie. - analizował Laluś kroki Grizzlego. Apetyt powoli mu wracał i jego oczy śmiały się do bananików.
Tym czasem jadać dyliżansem po wschodnich wertepach Kobra Risto i Puchacz Rupertus przemalowany dla niepoznaki na różowego flaminga przypomnieli sobie,że przespali Święto Mądralińskich. Co prawda Risto dla ulubieńców zadekretował nagrody, suupraise, itede, ale nie wypić za zdrowie Mądralińskich w ich dniu?
- Fo pa! - szepnął Rupertusowi do sowiego ucha.
Lepiej późno, niż wcale. A że wiało wschodnim chłodem, rozgrzewka była wskazana.
- Dario, kle, kle - wyjmij tę piersióweczkę. - Risto poprosił Bociana. Ten z namaszczeniem podał kielonki ze Smirnoffem i wygłosił toast. - Za największe lobby Mądralińskich.
Rupertus uśmiechnął się czule,bo i on do niego należał. A Risto puścił swoje kobrze oko, bo z weterynarią miał swoje interesy.
- Wiecie, chyba z Wiercisławem nie wygramy, jak będziemy takie gnioty robić. - stwierdził Risto. - Łączmy siły obu największych lobby w zoo. Po to tu jedziemy Puchaczu... Ale sza!
Dyliżans znikał w kurzu polnej drogi. W terrarium w zoo zbliżała się szesnasta. Pawian Laluś szykował się na swoje ulubione drzewo, i od czasu do czasu wspominał Kobrę, co tam ugrywa z Puchaczem w dalekiej Litworii.